Trzeba się szanować?
Macie tak czasem, że chcielibyście coś zrobić, ale uważacie, że to nie wypada? Że może to być źle odebrane, że sami będziecie się potem źle z tym czuć?
Mam taki problem, jest pewna osoba w moim otoczeniu, chociaż wiem, że ta znajomość to nic szczególnego, chociaż wiem, że ta osoba sama w sobie niewiele wnosi do mojego życia, to jednak kontakt z nią dajesz mi dobrego kopa. Ale jednak (zawsze musi być jakieś ale), jest to osoba, której mało zależy na kontaktach międzyludzkich, również w tym na kontakcie ze mną. Dobrze wiem, że jeśli się odezwę, to odpowie, nigdy praktycznie nie zostałam bez odpowiedzi, ale jednak prawie zawsze kontakt musi wyjść ode mnie. Jeżeli ja się nie odezwę, to cisza w eterze. Obecnie już od tygodnia. Niektórzy powiedzą, co to jest tydzień... Jednak jeżeli wcześniej kontakt był codzienny, a teraz cisza trwa już tydzień, to człowiek, już przyzwyczajony do pewnej intensywności, czuje brak. Wiem, że w każdej chwili mogę się odezwać, ale mam wrażenie, że to jak pchanie się tam, gdzie mnie nie chcą. Czy raczej żebranie o uwagę. A to ma się nijak do szacunku do siebie. Jeżeli chcę czuć się wartościową osobą, to czy powinnam na siłę ciągnąć coś takiego? Problem typu tak źle i tak niedobrze. Teraz czuję brak, tęsknotę, jest mi smutno, zwłaszcza, że przecież fakt, że ta osoba się nie odzywa ewidentnie świadczy w jak głębokim poważaniu mnie ma. Chociaż z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że nie czuję ona potrzeby kontaktu z nikim, a jednak wolałabym, żeby czuła tą potrzebę względem mnie. Wiadomo, że czegoś takiego nie można wymusić. Albo ktoś chce znajomości, albo nie. Mi lepiej jak jednak rozmawiamy. Ale czy nie poczuję się gorzej kiedy po raz kolejny to ja będę musiała przypomnieć o swoim istnieniu.
Usłyszałam kiedyś od owego człeka, że jak będziemy gadać to fajnie, jak nie też ok. Czyli praktycznie wszystko jedno czy jestem czy nie, nic nie wnoszę, mogłoby mnie równie dobrze nie być.
Czy nie jest to brak szacunku dla samej siebie, jeżeli raz za razem jednak przerywam tą ciszę, tylko po to żeby przez chwilę jednak poczuć się lepiej, wiedząc w głębi, że dla tej osoby mogłabym nie istnieć i też byłoby dobrze?
Na razie milczę, sama nie wiedząc, co zrobić. Pewnie, jeśli jednak sobie o mnie przypomni, to będę przez chwilę cała w skowronkach, aż do następnej ciszy. Ale czy to żebranie o uwagę nie oznacza, że jestem beznadziejna? Mam wrażenie, że sama siebie poniżam, zgadzając się być dla kogoś znajomością, która mogłaby zniknąć i byłoby dobrze... A bez tej znajomości z kolei ja czuję się niepełna. Co ważniejsze? Poczucie godności czy radość z kontaktu? Trzeba się szanować?